Kolejna widokówka naszego cyklu przedstawia brzeską starówkę z lotu ptaka. Na pierwszym planie widzimy oficyny nieistniejącej dziś, zachodniej pierzei rynku, a także – częściowo – północną pierzeję ul. Zamkowej, na również nieistniejącym, początkowym odcinku między ul. Wojska Polskiego a Jagiełły, z charakterystyczną kamieniczką trójszczytową. Nieco dalej widoczna jest dawna komendantura, w której później mieściła się apteka „Pod Murzynkiem”. Jedyną jej pozostałością jest zabytkowy portal. Między wieżą ratuszową a starymi koszarami widoczny jest szczyt kościoła kapucynów, a także zabudowania klasztoru, o którym dziś przypomina już tylko nazwa ul. Kapucyńskiej.
Po wymarciu Piastów brzeskich w roku 1675, księstwo brzeskie przeszło pod bezpośrednie władanie Habsburgów, którzy niezwłocznie przystąpili do rekatolizacji, sprowadzając m.in. jezuitów i kapucynów. Ci ostatni przybyli do Brzegu w r. 1682. Gdy cesarski kanclerz baron (Freiherr) Adrian von Plenk wykupił 13 kamienic przy ulicy Polskiej za 3999 talarów śląskich oraz wszystkie ciążące na nich zobowiązania publiczne – za kolejnych 1200 talarów, a ponadto plac tzw. ram (do suszenia) sukna za 150 talarów i znajdującą się również w pobliżu katownię, wzniesiono tam klasztor i kościół kapucynów pod wezwaniem św. Leopolda.
W roku 1695 położono kamień węgielny pod budowę kościoła, a już w roku 1701 ukończono cały kompleks. W ramach fundacji cesarska komora grodzka przyznała kapucynom tygodniowo: ósmak piwa i rocznie 80 sążni drewna (dawne miary: ósmak – ósma część beczki, sążeń – ok. 2 m, 1 sążeń odpowiadał „rozpiętości” wyciągniętych ramion dorosłego człowieka). Wspomniane świadczenia kapucyni otrzymywali również pod rządami pruskimi, a ponadto 20 talarów rocznie za posługę duchową w domu pracy (tj. cuchthauzie – więzieniu przy ul. Długiej).
W nocy z 27 na 28 kwietnia 1776 r. wielki pożar strawił cały klasztor, a kapucyni unieśli zeń jedynie życie i sprzęty kościelne. Jednak już do roku 1778, dzięki swej przedsiębiorczości, doprowadzili do odbudowy kościoła i budynków klasztoru.
Po kasacji klasztoru w roku 1810, do jego zabudowań przeniesiono przytułek dla obłąkanych, wcześniej mieszczący się w cuchthauzie. Przed wojną znajdował się tam skład sprzętu pożarniczego.
Kościoły kapucynów były budowane według jednego wzoru, posiadały skromny wystrój i nie
przedstawiały większej wartości architektonicznej. Kościół kapucynów zachował się m.in. w Nysie. Brzeski kościół uległ zniszczeniu w r. 1945. Ocalały jednak obrazy drogi krzyżowej, które dziś znajdują się w kościele św. Mikołaja.
Informacje o klasztorze kapucynów pochodzą z pracy: „Briegische Chronik oder gedrängte Ortsbeschreibung und Geschichte der Stadt Brieg von deren Entstehung an bis auf unsere Tage. Ein Beitrag zur Schlesiens Staats-, Religions- und Cultur-Geschichte zur Belehrung und Unterhaltung für Einheimische und Fremde” (Kronika brzeska lub zwarty opis miasta i historii Brzegu od jego założenia aż po nasze dni. Przyczynek do państwowej, religijnej i kulturalnej historii Śląska dla pouczenia i zabawienia dla miejscowych i obcych), Karl August Schmidt, Theologe und Pädagoge (teolog i pedagog), Brieg 1845.
Napisy
Brzeg
M. Aurich & Co., Wydawnictwo Artystyczne i Widokówek, Heidenheim / (nad) Brenz (Badenia-Wirtembergia)
Echte Photographie
Nr. 7886
Wiadomość
Kochani!
Wraz ze zdjęciem lotniczym Brzegu muszę Wam jeszcze szybko przesłać spóźnione pozdrowienia z wielkiego spotkania Ślązaków w Stuttgarcie. Nie żałowałem wyjazdu, bo było to wspaniałą okazją do spotkania z wieloma krewnymi i znajomymi, m.in. wypiłem „sznapsa” z wujkiem Herrmannem z Łosiowa (?), który twierdził, że mnie nie zna. Jego żona i siostra Herty były w przeciwległym sektorze, gdzie był region, z którego pochodziła (spotkania ziomkostw odbywały się zwykle w dużych halach widowiskowych, podzielonych na sektory „tematyczne”, odpowiadające poszczególnym miastom i regionom).
Tak więc niedane mi było jej poznać, choć tak chętnie widzę młode i ładne dziewczęta (ten fragment tekstu był akurat nieco nieczytelny, przyjęto więc wersję najbardziej neutralną). Wujek Herrmann był u nas, ziomków brzeskich. Poznały mnie – jako Martina – 3 dziewczyny od Gotthardów – sklepik/kram naprzeciw was. Serdecznie was pozdrawiają.
Droga Eriko, bardzo dziękuję za Twoją kartkę z wycieczki. Już niedługo napiszę także Tobie. Przynajmniej zawsze szybko odpowiadasz i już teraz czekam na Twą odpowiedź. Serdeczne pozdrowienia dla Was wszystkich od Waszego Kurta.
Próba interpretacji
Brzeska widokówka – trudno powiedzieć, czy jeszcze przedwojenna, czy też dodrukowana już po wojnie, przypuszczalnie zakupiona przez – chyba jeszcze młodego człowieka o imieniu Kurt – na jednym ze spotkań ziomkostw śląskich w Stuttgarcie i wysłana w kopercie (brak adresata, znaczka itp.). Stemple i liczba 184 pochodzą przypuszczalnie od późniejszych właścicieli.
Spowodowana przez wojnę „wędrówka ludów” sprawiła, że wielu ludzi utraciło swą ojczyznę/ojcowiznę. Nie trzeba tego chyba specjalnie wyjaśniać, bo dotyczy to również rodziców i dziadków (babcie oczywiście też) wielu z nas. Podczas gdy jednak w powojennej Polsce (od 1949 r. także NRD) nie wolno było o tym głośno mówić, przesiedleńcy w NRF (później RFN) zaczęli się organizować. Mieli ku temu powody. Początki na obczyźnie, w zrujnowanym i głodującym kraju, nie były łatwe, tym bardziej że prócz ojcowizny stracili nieraz dorobek całego życia, a w nowej ojczyźnie nikt ich nie oczekiwał. Wprost przeciwnie, rozpoznawalni po swoim dialekcie, doświadczali często niechęci rdzennych mieszkańców, widzących w nich golasów, których trzeba nakarmić, a nieraz i przyjąć na kwaterę.
Powstały ziomkostwa i związki wypędzonych, skupiające rzesze ludzi w sile wieku, mających wspólne interesy. Z tymi prężnymi i wpływowymi organizacjami musieli się liczyć politycy, zapraszani na zjazdy i spotkania, gdzie wygłaszali różne przemówienia, które później relacjonowano w polskich mediach, strasząc rewanżyzmem i szowinizmem. Dziś ziomkostwa i organizacje wypędzonych istnieją w dalszym ciągu i w dalszym ciągu są finansowane przez państwo. Już dawno nie są jednak tak liczne i wpływowe jak dawniej. No cóż, generacja ludzi, którzy doświadczyli utraty swej małej ojczyzny, odchodzi. Pani Steinbach jest w Niemczech postacią praktycznie nieznaną.
Wróćmy jednak do spotkania w Stuttgarcie. Dla Kurta była to okazja do spotkania z dawno niewidzianymi krewnymi i znajomymi, którzy pamiętali go, lub nie, jako młodzieńca, a może nawet chłopca. Na spotkaniu można było zapewne nabyć różne książki i pamiątki, być może – jak już wspomniano we wstępie – także brzeskie pocztówki.
Artykuł publikujemy dzięki uprzejmości Urszuli Banowicz
Redakcja i tłumaczenie Marcin Wrzeciono
Pocztówka ze zbiorów internetowych
Przeczytaj też: Pocztówki odkurzone cz. 22
