Magia cyrku [wywiad i fotoreportaż]

W miniony weekend w Brzegu odbyło się magiczno-cyrkowe widowisko przygotowane przez Cyrk Lewandowski. Bilety rozeszły się w okamgnieniu, a namiot postawiony na pl. Drzewnym wypełnił się po brzegi. Wśród gwiazd występujących przed licznie zebraną publicznością nie zabrakło brzeżanina Bartosza Lewandowskiego, iluzjonisty, który cztery lata temu dotarł ze swoją papugą arą do finału programu „Mam Talent”.

Widzowie mogli obejrzeć pokazy żonglerki, akrobacje, kręcenie hula hop, iluzje z udziałem królików i gołębi oraz występy clowna. Słowem, organizatorzy przygotowali program dla całej rodziny.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że założenie własnego cyrku to nie lada sukces, a taka sztuka udała się Bartkowi Lewandowskiemu. Postanowiliśmy zatem porozmawiać z brzeskim artystą.

Janus Pasieczny.: Bartku, jak to się stało, że zafascynowałeś się iluzją i cyrkiem?
Bartosz Lewandowski.: Pasja pojawiła się w dzieciństwie. Najbliżsi zabierali mnie na przedstawienia cyrkowe, gdy takie odbywały się w naszym mieście. Magia spodobała mi się najbardziej. Zacząłem wykonywać jakieś proste sztuczki i tak to się przerodziło w pasję. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że to jest to, co chciałbym w życiu robić i zacząłem konsekwentnie dążyć do celu.

J.P.: Nie jesteś za młody na dyrektora cyrku?
B.L.: Jestem najmłodszą osobą w Polsce, która założyła własny cyrk. Zwykle są to ludzie o wiele starsi i znacznie bardziej doświadczeni.

J.P.: Jak do tej pory wyglądała twoja kariera? Masz jakieś przygotowanie zawodowe?
B.L.: Jestem samoukiem. Mam swoich idoli, na których się wzoruję, ale iluzję tworzę po swojemu. Przed występem w „Mam Talent” pracowałem przez cztery lata w cyrku. Występ przed kamerami był dużym przełomem w mojej karierze. Można powiedzieć, że otworzył mi drogę w tym biznesie. Po tym programie zaczęło się do mnie odzywać dużo hoteli i firm z propozycją występów. Do końca ubiegłego roku jeździliśmy z programami po salach widowiskowych, domach kultury i teatrach.

J.P.: W twoim programie pojawiają się też zwierzęta – króliki, gołębie. Trudno się z nimi pracuje?
B.L.: Do tego niezbędna jest więź między zwierzęciem a opiekunem. Potrzeba też dużo cierpliwości, wytrwałości i zrozumienia. Zwierzęta od małego trzeba przyuczać za pomocą pozytywnych wzmocnień – w nagrodę, a nie za karę. Oswaja się je za pomocą różnych przysmaków. Gołąb w zamian za ziarno potrafi zrobić wiele sztuczek. Majki (moja papuga) z kolei uwielbia orzechy.

J.P.: Nie ma zakazu używania zwierząt w cyrku?
B.L.: Nie ma jako takiego zakazu. Zwierzęta mogą występować, ale burmistrzowie i prezydenci miast mogą sobie tego nie życzyć. Wydają wtedy zakaz wynajmowania miejsc dla cyrku ze zwierzętami.

J.P.: Pamiętasz jeszcze te duże namioty cyrkowe
B.L.: Oczywiście. To już niestety nie te czasy, teraz wszystkie cyrki się minimalizują. Te największe też zmniejszają swoje transporty, tabory, namioty… My jesteśmy najmniejszym cyrkiem w Polsce, bo mamy najmniejszy namiot z możliwych. No ale od czegoś trzeba zacząć, zresztą dla naszej ekipy jest wystarczający.

J.P.: Lepiej się pracuje w dużym cyrku, czy w małym?
B.L.: Pracowałem i w małym i w dużym. Ja zdecydowanie wolę pracować w małym. Jest lepsza, rodzinna atmosfera, mniej jest przejazdów z miasta do miasta. Duży cyrk przyjeżdża do miasta na jeden dzień, gra jeden program, na występ przychodzi 800 osób. Następnego dnia zwijają namiot i jadą do następnego miasta. My możemy pomieścić trochę mniej widzów, dlatego też możemy sobie pozwolić na kilkudniowy postój w jednym miejscu, to jest duże ułatwienie. Trzeba pamiętać, że jest to trasa ośmiomiesięczna. My to robimy dzień w dzień – jednego dnia jesteśmy w Brzegu, a następnego w Oławie. Przy dużym namiocie jest to bardziej uciążliwe.

J.P.: Co myślisz o trwającej od wielu lat nagonce na wykorzystywanie zwierząt przez cyrkowców?
B.L.: Myślę, że w cyrkach zwierzęta miały lepsze warunki niż na przykład w niektórych ZOO, czy gospodarstwach domowych. Z własnego doświadczenia wiem, że w pracy ze zwierzęciem potrzebna jest więź, której nie da się zbudować na strachu, a jedynie na pozytywnych bodźcach. Zwierzęta występowały przed publicznością, musiały więc dobrze wyglądać. Osobiście nie miałem do czynienia z dużymi zwierzętami, ale z rozmów z moimi starszymi kolegami po fachu wiem, że na utrzymanie takiego zwierzęcia szło kilka, a nawet kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Dlatego właśnie nie sądzę, żeby ktoś wydawał takie pieniądze i powierzył opiekę nad zwierzęciem osobie nieodpowiedzialnej. Ta nagonka jest moim zdaniem nieuzasadniona. Nie zmienia to faktu, że od dużych zwierząt się odchodzi. W polskim cyrku nie ma już na przykład lwów – duży koszt, a mniejsze zainteresowanie.

J.P.: Zauważyłem, że jak odkładasz gołębia, to zawsze całujesz go w dziób. One są wrażliwe na czułość?
B.L.: Tak, one doskonale wyczuwają więź z opiekunem i za numer należy im się pochwała. Staram się, żeby moje zwierzęta były zadowolone, a udział w pokazie był dla nich przyjemnością.

J.P.: Jaki jest twój najbliższy cel?
B.L.: Przetrwanie pierwszego sezonu, dotrwanie do listopada. To jest nasz cel na najbliższy czas. Myślę, że podołamy.

J.P.: A twoje największe marzenie? Związane z cyrkiem, rzecz jasna.
B.L.: Moim największym marzeniem, które się właśnie ziściło, było założenie cyrku. O kolejnym pomyślę, jak przetrwamy sezon.

J.P.: Chcesz coś przekazać naszym czytelnikom?
B.L.: Chciałbym podziękować wszystkim mieszkańcom za tak duże zainteresowanie i przybycie na naszą premierę. Jednocześnie chciałem przeprosić tych, dla których zabrakło biletów i odeszli od kasy z niczym. Przepraszamy i zapraszamy za rok. Wrócimy z jeszcze większą mocą, z jeszcze lepszym programem i wystąpimy dla was jeszcze raz.

J.P.: W takim razie dziękuję za rozmowę i życzę udanego sezonu.
B.L.: Dziękuję również i zapraszam na nasze występy.

Tekst i zdjęcia Janusz Pasieczny

313 thoughts on “Magia cyrku [wywiad i fotoreportaż]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *