Był szefem kuchni w restauracjach w Mołdawii, Ukrainie, Francji i Włoszech, a dziś jego umiejętności mogą sprawdzić klienci brzeskiej restauracji Wozownia. Alexandr Kuznetsov, bo nim mowa, to postać nietuzinkowa. Oprócz miłości do kulinariów pasjonuje się też sztukami walki, a konkretnie Karate Kyokushin. W tej dyscyplinie sportu zdobył nawet czarny pas.
Są takie kraje, w których gotowanie traktuje się śmiertelnie poważnie, jako sztukę. Mołdawia, z której pochodzi Alexandr, zdecydowanie do nich należy. – U nas królują potrawy tradycyjne, lubimy się spotykać przy wspólnym stole i biesiadować – mówi. Musi być dużo mięsa, dużo przekąsek i oczywiście dużo wina, a nie ma lepszego wina niż te mołdawskie. Mołdawianie lubią się bawić, nasze wesela potrafią trwać nawet tydzień, a jak jest zabawa, to musi być też suto zastawiony stół.
Ojciec Alexandra prowadził własną restaurację w mieście Bielce. Co ciekawe, jest to miejsce, w którym mieszka najliczniejsze w Mołdawii skupisko Polaków. Działają tam również organizacje polonijne. To właśnie pod okiem taty trzynastoletni Alexandr zdobywał pierwsze kulinarne szlify, pracując w kuchni. Równolegle podnosił na treningach swoje umiejętności w karate, bo zawsze interesowała go dalekowschodnia filozofia życia, a ta zawarta jest przecież w japońskiej sztuce walki, która swoje korzenia ma na Okinawie. Później przyszedł oczywiście czas na szkołę kucharską.
Żeby być dobrym kucharzem, trzeba poznać potrawy z różnych zakątków świata. Dlatego Alexandr postanowił poszerzyć swoje horyzonty i wyruszyć w drogę. Gotował w Ukrainie, był szefem kuchni we francuskim Lyonie i włoskim Turynie. Cały czas edukował się w szkołach gotowania i na różnego rodzaju kursach. W końcu, trzy lata temu, zawędrował do Polski. Najpierw pracował jako szef kuchni w Gdańsku i Olsztynie, a niespełna dwa lata temu osiadł w Brzegu. Tutaj mieszka razem z żoną i dwójką dzieci.
Gdziekolwiek nie pojechałem, zawsze najtrudniejsze było nauczenie się języka – mówi Alexandr. Ja bardzo dużo czytam, przede wszystkim na temat potraw istotnych dla danego regionu, dlatego nie miałem nigdy problemów z nauczeniem się lokalnej kuchni. Jak już pokonasz barierę komunikacyjną, to wszystko idzie prosto. Oczywiście, trzeba najpierw poobserwować kucharzy, porozmawiać z nimi, zrozumieć, jak się gotuje po tutejszemu, ale jeśli się czuje gotowanie, to można szybko się tego nauczyć.
Zdaniem Alexandra Polaków i Mołdawian znacznie więcej łączy, niż dzieli. Uważa, że mamy dość podobne charaktery i temperamenty. Jeśli chodzi o kulinaria, różnic jest jednak sporo. – Żurek, to jest potrawa, której nie da się porównać do niczego innego na świecie – podkreśla szef kuchni restauracji Wozownia. To był dla mnie szok i wielkie kulinarne odkrycie. Bardzo lubię żurek i teraz często trafia do mojego menu, ale jeśli chodzi o potrawy serwowane w Wozowni, to zdecydowanie najbardziej lubię gotować roladę wołową z kluskami śląskimi i czerwoną kapustą. Chociaż jeśli miałbym wybrać jedną potrawę, którą miałbym jeść do końca życia, to wybrałbym stek wołowy Tenderloin.
Alexandr nie ukrywa też, że bardzo czeka na moment, w którym Wozownia zorganizuje wieczór z kuchnią mołdawską. Chciałby zaserwować klientom narodowe przysmaki ze swoich stron. – Na mołdawskim stole musi być mamałyga – mówi. To prosta potrawa z mąki lub kaszki kukurydzianej, często z dodatkiem skwarków lub sera bryndza, podawana w towarzystwie grillowanych warzyw. Chciałbym też przygotować kyrnacei, czyli taką wołową, grillowaną kiełbaskę, ale bez osłonki. Oprócz tego mititei, no i jeszcze tokana, która przypomina polską świeżonkę, ale wieprzowina jest smażona, a nie duszona.
Mołdawia słynie z grillowanych potraw, a Alexandr będzie mógł się wkrótce wykazać, bo niedawno w Wozowni pojawiła się prawdziwa kulinarna perełka – grill ceramiczny Green Egg. Od 8 czerwca będzie można spróbować grillowanych potraw z różnych zakątków świata. Najciekawiej zapowiadają się takie specjały jak: lula kebab wieprzowy z pszenną tortillą i marynowaną cebulą; żeberka wołowe w sosie Porto; stek z polędwicy wieprzowej podany z sosem barbecue czy udziec wołowy w sosie Narsharab.
Wszystko wskazuje na to, że Alexandr zostanie w Wozowni na dłużej. Brzeg bardzo mu się podoba, a szczególnie przypadły mu do gustu tutejsze parki, które często odwiedza ze swoimi dziećmi. Chociaż praca w kuchni nie należy do najłatwiejszych, szef kuchni twierdzi, że nie stresuje się nawet w najbardziej ruchliwe dni. – Mam czarny pas w karate, a w karate walka to jest na samym końcu, najważniejsza jest głowa, spokój i opanowanie – mówi. Dzięki temu nigdy się nie denerwuję i potrafię znaleźć rozwiązanie w każdej sytuacji.