Każdy z nas może uratować komuś życie. Może też przejść obojętnie. Może pomóc, przyczyniając się do szybkiego dotarcia profesjonalnej pomocy, ale może równie dobrze skutecznie to utrudnić. Wybór postawy zależy wyłącznie od nas. Logika podpowiada, by działać wspólnie na rzecz osoby potrzebującej. Ba! Logika wręcz nakazuje zadbać również o nasze wspólne bezpieczeństwo. Wydaje się to oczywiste, prawda?
W dzisiejszym świecie naukowcy i lekarze opracowują coraz skuteczniejsze metody leczenia i ratowania życia. Dotyczy to zarówno medyków, jak i ratowników medycznych pracujących w zespołach ratownictwa. Na potrzeby ich pracy powstają szczegółowe algorytmy postępowania w stanach zagrożenia zdrowia i życia pacjenta. Co pięć lat są one aktualizowane, a ich skuteczność jest potwierdzona. Jednak jak zauważono podczas konferencji naukowej na Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu, liczba uratowanych żyć nie wzrasta proporcjonalnie do postępu medycyny. Gdzie zatem leży problem?
Otóż kluczowym czynnikiem jest… czas. I to w każdym jego wymiarze. Jeśli świadkowie zdarzenia nie zareagują w pierwszych sekundach, szanse na przeżycie poszkodowanego dramatycznie maleją. Czas działa wtedy na niekorzyść. Nawet jeśli karetka zostanie natychmiast zadysponowana, a zespół ratowników ruszy z pełną mobilizacją, czas dalej biegnie. I biegnie szybciej, niż nam się wydaje.
Zastanówmy się, jakie przeszkody napotykają ratownicy: pogoda, pora dnia, korki, roboty drogowe, progi zwalniające, nieprzewidywalne zachowania kierowców, zatarasowane wjazdy na posesje, barierki, szlabany, nieczytelne adresy… Lista jest długa. Przykład? Osiedle przy ulicy Westerplatte. Auta zaparkowane tuż przy klatkach schodowych skutecznie blokują dojazd (składane lusterka niewiele zmieniają!). Ratownicy muszą czasem dosłownie przenosić sprzęt i przebijać się przez urbanistyczny chaos.
Na niektórych osiedlach numeracja budynków przypomina zagadkę logiczną. Bloki stoją przy ulicy, ale wejście do klatki znajduje się po stronie przeciwnej. Numer domu? Czasem ukryty, zasłonięty przez rośliny, lub po prostu nieistniejący. Na ul. Długiej wejścia są nie tylko od tej ulicy, ale również od Emilii Plater, Lekarskiej czy Chrobrego. Które wejście wybrać? Wzywający pomoc rzadko to określają.
Kolejny przykład – osiedle pomiędzy ul. Słowackiego a Żeromskiego. Na tych blokach nie istnieje żadne oznaczenie widoczne z ulicy, klatki schodowe są od wewnątrz podwórka, a dojazd utrudniają wszelkie szlabany.
Czas, drodzy Państwo, to zasób nieodnawialny. Dlatego nie utrudniajmy, a wręcz ułatwiajmy pracę służb ratowniczych. Znak z numerem budynku, napisany czcionką 14, nie wystarczy. Numer musi być widoczny z daleka, w każdych warunkach pogodowych, o każdej porze dnia i nocy. To warunek podstawowy udzielenia skutecznej pomocy.
W domach jednorodzinnych też zdarzają się cuda. Numery umieszczone gdzie popadnie: na płotach, bramach, belkach, za krzakami, w formie maleńkich naklejek. Najgorsze są te, które przypominają numerki drzwi wewnętrznych – zupełnie nieczytelne z ulicy. W nocy stają się niemal niewidoczne, a dla ratowników oznaczają tylko jedno: frustrację i stratę czasu.
W mniejszych miejscowościach nie jest lepiej. Liczymy: 6, 7, 8… i nagle: 46, 47. Gdzie podziały się domy pośrednie? To wie tylko urbanista. Albo i nie.
Czas jest naszym największym wrogiem, ale również sprzymierzeńcem – jeśli tylko pozwolimy mu działać na naszą korzyść. Nawigacja pomaga, ale nie zastąpi zdrowego rozsądku. Dlatego warto zawczasu pomyśleć: czy w razie potrzeby karetka trafi do mnie bez problemu? Może warto wyjść jej naprzeciw? Zwrócić na siebie uwagę – latarką, gestem, obecnością na ulicy. Czasem nawet dziecko może wskazać drogę. Może to brzmi banalnie, ale skraca czas, a to oznacza większą szansę na pomyślny przebieg akcji ratowniczej.
Niewielkie, ale rozsądne działanie to też jest bohaterstwo i to takie, które może być w zasięgu każdego z nas.
Fundacja I-46
Przeczytaj też: Akademia Wiedzy Stal Cup 2025 – piłkarska sobota na Stadionie Miejskim
