MMA – mistrzowski pas dla brzeżanina

Pochodzi z Brzegu, ma 31 lat i chociaż w 2010 roku opuścił rodzinne miasto, to jak sam przyznaje, czuje się brzeżaninem. Obecnie trenuje MMA w Skra Sport i w Uniq Fight Club w Warszawie. Karol Skrzypek, bo o nim mowa, jest posiadaczem mistrzowskiego pasa w kategorii półśredniej organizacji Thunderstrike Fight League.

Janusz Pasieczny: Rok temu zdobyłeś pas, pokonując przez techniczny nokaut medalistę mistrzostw świata w kickboxingu Mateusza Głucha, a 25 lutego w Garwolinie na 26. Gali TFL w walce z Brazylijczykiem Flavio Piną obroniłeś tytuł. To była ciężka walka?
Karol Skrzypek: To był trudny przeciwnik. Długo się do tej walki przygotowywałem. Chciałem z nim walczyć, bo to było ważne dla mojego rozwoju i organizatorzy w zasadzie poszli mi na rękę.

J.P.: Waga półśrednia to jest 77 kg. Przy 190 cm wzrostu powinieneś ważyć z 10 kg więcej. Zbijasz wagę?
K.S.: Moja waga startowa to 90 kg. W dniu ważenia muszę się zmieścić w 77 kg. Później wracam do swojej wagi. Na walce ważę około 86 kg.

J.P.: Brazylijczyk był w lepszej sytuacji, kategoria półśrednia jest bliższa jego wadze startowej?
K.S.: Brazylijczyk jest 10 cm niższy i rzeczywiście miał tych kilogramów do zrzucenie mniej.

J.P.: Jak w tak krótkim czasie zrzucić prawie 10 kg?
K.S.: Na miesiąc przed walką rozpoczynam konkretną dietę, głównie białkowo-tłuszczową. Później, tydzień przed, jest tak zwana pompa wodna – piję bardzo dużo wody. Następnie, kiedy odcinam wodę, to przez półtora dnia nie jem i bardzo mało piję. Na koniec wypacam resztę w saunie bądź w wannie.

J.P.: Sądziłem, że sprzedasz mi jakąś dietę cud, a tymczasem to jakieś tortury. A co z utratą mocy?
K.S.: Moc ucieka i człowiek jest wtedy bardzo lichy. Kiedyś zażartowałem, że organizm jest tak wypłukany po tym zbijaniu wagi, jak po miesięcznym cugu alkoholowym.

J.P.: Jak więc udaje Ci się wrócić do wagi startowej i odzyskać siły w ciągu doby?
K.S.: Tak dokładnie od ważenia do walki minęło 36 godzin. Odbijam poprzez ładowanie wysokowęglowodanowe. Najpierw te posiłki są płynne, później półpłynne, dopiero po około ośmiu godzinach od ważenia zaczynają się jakieś stałe posiłki lekkostrawne. To jest złożony proces, dokładnie zaplanowany i kontrolowany, ułożony pod konkretnego zawodnika, w konsultacji z dietetykiem – żeby najpierw zbić wagę, a później w krótkim czasie powrócić do startowej. Błąd mógłby się rzeczywiście wiązać z osłabieniem organizmu.

J.P.: Czyli na twój sukces tak naprawdę pracuje sztab ludzi?
K.S.: Tak, w klatce jest zawodnik, a pod klatką jest trzech trenerów, plus jeszcze trenerzy od motoryki, dietetyk, lekarz, fizjoterapeuta.

J.P.: Wywodzisz się z kick boxingu, to chyba wolisz walczyć w stójce. Czy Pina preferuje parter?
K.S.: On przede wszystkim lubi nokautować swoich przeciwników. Na 27 wygranych walk ponad połowę kończył przez nokauty. W Brazylii to wszyscy zawodnicy mają dobry parter. W końcu brazylijskie jiu-jitsu ma tam swoje korzenie i każdy, kto się stamtąd wywodzi, dobrze się kręci w parterze.

J.P.: Czyli to, że z taką determinacją dążył do parteru, to była metoda na ciebie?
K.S.: Dokładnie. Nie mógł mnie trafić, więc próbował mnie przewrócić i rozstrzygnąć sprawę w parterze.

J.P.: W połowie drugiej rundy nawet mu się udało, ale jak widać, w parterze też dobrze sobie radzisz. Wykorzystałeś moment i przejąć inicjatywę. Dalej już kontrolowałeś walkę i trzymałeś go na dystans. Taki był plan, trzymać Pinę na dystans i nie dać mu wyprowadzić decydującego uderzenia?
K.S.: Taką przyjęliśmy taktykę, żeby bić się z nim w stójce, nie dopuścić do sprowadzeń i wypunktować go. Udało się zrealizować założony plan i walka wygrana.

J.P.: Po obejrzeniu walki nie miałem wątpliwości co do jej wyniku, ale Pina był wyraźnie zaskoczony werdyktem sędziów?
K.S.: Był niezadowolony, że nie udało mu się mnie znokautować i dlatego przegrał. Jak przybijaliśmy piątki, to tak strzelił, jakby chciał mi ręce urwać. Po prostu ja kontrolowałem walkę i wygrałem ją jednogłośną decyzją sędziów. Nie dałem się wciągnąć w jego grę, a on nie wymyślił żadnego sensownego rozwiązania, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę

J.P.: Jakie są twoje najbliższe plany? Myślisz o gali w czerwcu, czy coś bliżej?
K.S.: Najbliższe plany to najprawdopodobniej czerwiec. Czekam na potwierdzenie terminu i miejsca gali.

J.P.: Dlaczego właściwie zacząłeś trenować boks?
K.S.: Mój dziadek trenował boks, ojciec też miał jakąś styczność z boksem i ja bardzo chciałem boksować. Trochę też chciałem umieć się bronić. Niestety w Brzegu nie było klubu i faktycznie dopiero rok przed moimi studiami, kiedy miałem już 18 lat, otworzyła się w Brzegu sekcja, no i zacząłem trenować.

J.P.: Zaczynałeś od boksu jeszcze w Brzegu, a jaka była twoja droga do MMA?
K.S.: W 2010 roku Adam Głowacki otworzył sekcję bokserską w Brzegu, wtedy zaczęła się moja przygoda z boksem. Zacząłem trenować w styczniu, a w październiku już musiałem wyjechać na studia, ale nie zrezygnowałem z boksu. Po trzech latach zacząłem trenować kick boxing. Przygodę z MMA zacząłem w 2016 roku. Walczę zawodowo od pięciu lat. Trenerzy zauważyli, że dobrze mi to idzie i trzeba iść w tym kierunku. Posłuchałem i dzisiaj walczę.

J.P.: Dużo czasu poświęcasz na ten sport?
K.S.: To jest mój zawód. Trenuję dwa razy dziennie. Dwie godziny rano i godzinę do półtorej godziny wieczorem. Do tego jestem trenerem – prowadzę zajęcia w kilku klubach warszawskich. Głównie jednak skupiam się na MMA i na własnych treningach.

J.P.: Jak patrzę na walki w oktagonie, to nasuwa się skojarzenia z pankrationem. Dobrze mi się wydaje?
K.S.: Dokładnie. Pankration to protoplasta MMA.

J.P.: Widziałbyś siebie na takiej antycznej arenie?
K.S.: Myślę, że tak. Tylko nie chciałbym, żeby to było na śmierć i życie.

J.P.: Jakie jest Twoje największe marzenie? Oczywiście związane z tym sportem.
K.S.: Dostać się do jakieś dużej federacji, do Bellator MMA lub Ultimate Fighting Championship (UFC). To jest największa federacja na świecie. Tam jak zdobędziesz pas, to jesteś najlepszym zawodnikiem na świecie w danej kategorii wagowej.

J.P.: Czy chciałbyś coś przekazać naszym czytelnikom?
K.S.: Chciałem przede wszystkim podziękować kibicom. Wiem, że bardzo dużo osób z Brzegu oglądało walkę i wspierało mnie. Cieszę się, że poprzez moją działalność sportową mogę reprezentować miasto, bo praktycznie od pierwszej walki zawodowej miałem już herb Brzegu na swoim stroju, zawsze go mam. Uważam, że to jest właściwe. Jestem lokalnym patriotą – pochodzę z Brzegu i nigdy się tego nie wyprę. Chciałbym też zachęcić wszystkich do trenowania MMA i nie tylko, w ogóle do zdrowego stylu życia.

J.P.: Zdrowy tryb życia? W końcu to dość brutalny sport. Nie jest to czasem kontuzjogenne?
K.S.: Nie jest to takie kontuzjogenne, jakby się mogło wydawać. Do dyspozycji jest zróżnicowany wachlarz technik. Walka nie toczy się tak jak w boksie, tylko na ręce. Można przewrócić, przytrzymać, klinczować. Walka jest przez to bardzo trudna, ale daje dużo satysfakcji, jak się wygrywa, bo wtedy człowiek się rozwija.

J.P.: Dziękuję za wywiad. Życzę powodzenia na czerwcowej gali, a docelowo zdobycia pasa w Ultimate Fighting Championship (UFC).
K.S.: Dziękuję również.

Tekst i zdjęcia: Janusz Pasieczny

PS. W galerii przedstawiamy serię zdjęć z treningu Karola. Nasz mistrz jest na nich wspólnie z innym brzeżaninem, Mateuszem Bałabuchem – przyjacielem ze szkolnej ławy, z którym razem zaczynali trenować sztuki walki, a który obecnie mieszka, pracuje i trenuje w Opolu.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *