Jak się tworzy bardzo dobrą drużynę w bardzo małej miejscowości? Wywiad z Dariuszem Gajewskim, prezesem LZS Starowice Dolne

Starowice Dolne to wieś rolnicza w pobliżu Grodkowa. Mieszka tu trzystu mieszkańców. Ta nieduża wioska posiada jednak coś, czego mogą jej pozazdrościć znacznie większe miejscowości w naszym powiecie, a nawet całym województwie. Drużyna LZS KS Starowice Dolne gra w IV lidze, a w chwili, gdy piszę te słowa, właśnie usadowiła się na fotelu lidera. O drogę do sukcesu zapytałem prezesa klubu, Dariusza Gajewskiego.

Janusz Pasieczny: Rolnik, samorządowiec, aktywista, a przede wszystkim skuteczny organizator. Czy coś jeszcze pominąłem?
Dariusz Gajewski: Przede wszystkim jestem rolnikiem, a sołtysem już szóstą kadencję, od 20 lat. Wcześniej mój ojciec też był sołtysem, przez 29 lat. Moją pasją oprócz piłki jest łowiectwo, lubię też podróżować.

J.P.: Od lat jesteś prezesem klubu sportowego, a czy sam grałeś kiedyś w piłkę nożną?
D.G.: Grałem, jeszcze za młodych lat. Tutejsze boisko było wtedy w innym układzie. Graliśmy do 1992 roku. Później przez dziesięć lat drużyny w Starowicach nie było.

J.P.: A w której klasie graliście wtedy?
D.G.: W klasie C. Zawsze graliśmy na najniższym poziomie, ale odkąd pamiętam, w Starowicach był klub piłkarski. Wcześniej grał w nim mój ojciec. Mam jeszcze jego zdjęcia z lat pięćdziesiątych. Przerwa była między 1992 a 2002 rokiem. Później, przy okazji zawodów strażackich, zgadaliśmy się z kolegami, że warto by było założyć klub. Przy piwie fajnie się obiecuje, ale później trzeba było to zrealizować. Ja to jestem taki, że jak już się do czegoś zobowiązuje, to staram się dotrzymywać słowa. W C-klasie grało wtedy 12 drużyn. Graliśmy na tym szczeblu cztery lata, później awansowaliśmy do B. Znowu cztery lata w klasie B, a po awansie kolejny rok w A. Do okręgówki startowaliśmy z piątego miejsca. Miały awansować dwie drużyny z A-klasy, ale weszły Malerzowice, a poza tym nikt nie chciał. My się zdecydowaliśmy i zaczęliśmy grać w okręgówce, ale zagraliśmy chyba tylko jeden sezon i awansowaliśmy do IV ligi. Tu też graliśmy tylko jeden sezon i spadliśmy znowu do okręgówki. Ponownie do IV ligi awansowaliśmy w sezonie 2014/15 i gramy w niej do tej pory.

J.P.: W międzyczasie była jeszcze trzecia liga?
D.G.: W trzeciej lidze graliśmy w sezonie 2019/20. Z perspektywy czasu uważam, że to był błąd. Weszliśmy z drugiego miejsca. Teraz mieliśmy też propozycję awansu z drugiego miejsca, ale stwierdziłem, że nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Mogę jedynie rozważać możliwość grania w III lidze, gdy zdobędziemy pierwsze miejsce na swoim szczeblu i w ten sposób wywalczymy awans. Mówię rozważać, bo jest to też kwestia finansowa. Z każdym awansem wzrastają wymogi wobec klubu, a przy tym i koszty. Poza tym w trzeciej lidze nie szło nam najlepiej, a w IV od pięciu lat utrzymujemy się między pierwszym a czwartym miejscem.

J.P.: 19 kwietnia gracie ze Stalą Brzeg półfinał wojewódzki.
D.G.: Nie feruję wyroków. Stal jest bardzo dobrym zespołem. My też nie gramy źle. To jest piłka, tu każdy wynik jest możliwy. W zeszłym roku w ćwierćfinale wygraliśmy ze Stalą.

J.P.: W 2019 roku w wywiadzie dla NTO powiedziałeś, że czwarta liga to dla was piłkarskie himalaje. Dalej tak uważasz?
D.G.: Dalej tak jest. W trzeciej lidze graliśmy słabo i wszyscy to potwierdzali. Teraz gramy o szczebel niżej, ale wszyscy mówią, że gramy świetnie.

J.P.: Ilu ludzi w waszej drużynie jest miejscowych?
D.G.: W pierwszym zespole na tę chwilę nie ma nikogo. A z najbliższej okolicy… z Grodkowa gra Maciek Raś – bardzo dobry zawodnik, cały czas gra w wyjściowej jedenastce. Grał jego brat Krzysiek, ale złapał kontuzję i teraz zajmuje się trenerką młodzieżówki. Próbowaliśmy dwóch miejscowych chłopaków, ale musiałyby być chęci z ich strony. Trzech zawodników mamy z Nysy. Więcej miejscowych gra u nas w A-klasie. Trener, działacze, spiker i kierownik są z kolei z Grodkowa.

J.P.: Macie obecnie jedną drużynę w IV lidze i jedną w A-klasie. Do dyspozycji w zasadzie trzy boiska. Kiedy Ty grałeś, byliście w C-klasie, ale wszyscy byli miejscowi. Nie żal tamtych czasów?
D.G.: To zupełnie inna bajka. Wtedy grali miejscowi, była fajna atmosfera, ale to była taka piłka niedzielna. W tej chwili nasza drużyna gra na naprawdę fajnym poziomie – aż chce się oglądać. Zresztą teraz nawet nie ma tych dzieciaków. Mamy osiem grup młodzieżowych, a miejscowych można by policzyć na palcach jednej ręki.

J.P.: Jaka jest twoja recepta na sukces?
D.G.: Cały czas praca, praca z zawodnikami. Zawodników przez te wszystkie ligi przewinęło się ze 400. Duży wkład miał Jakub Reil, on też jest w dużej mierze ojcem sukcesu. Trafił do nas, jak graliśmy jeszcze w A-klasie.

J.P.: Wspomniałeś o kosztach związanych z utrzymaniem klubu. Ich pozyskanie to chyba też nie lada wyzwanie?
D.G.: Tym zajmuję się ja i moja córka – która jest wiceprezesem. Piszemy projekty gdzie się tylko da: do gminy, do urzędu marszałkowskiego. W ciągu roku przerabiamy pięć do sześciu projektów. Jest z tym trochę zachodu: trzeba złożyć wniosek, podpisać umowę, zbierać faktury, a potem przychodzi grudzień i zajmujemy się tylko pisaniem sprawozdań. Podejście gminy bardzo się zmieniło. Tego typu wsparcie zdarza się teraz znacznie chętniej niż kiedyś, mimo że trudne czasy przyszły. Poza tym każdy wspiera klub jak może. Sami przecież zrobiliśmy trybuny, parking…

J.P.: Jakie są wasze plany na najbliższą przyszłość?
D.G.: Mamy taki budyneczek obok klubu, w którym chcemy urządzić siłownię dla zawodników, a przy okazji dla mieszkańców. Kupiłem od rolnika ziemię obok boiska i przy płycie głównej zrobiliśmy – dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego – boisko zapasowe. Ono już jest, ale ciągle je ulepszamy. W miarę możliwości zamierzamy zamontować takie „zwijane trybuny”. Chcemy rozbudować nawodnienie, bo teraz jest tylko na głównym – ale na to na razie szukamy kasy. Chcemy też założyć oświetlenie, bo z tym mamy problem – jesienią dni robią się krótkie i nie mamy gdzie ćwiczyć. Nasi zawodnicy też pracują i trenować mogą właściwie tylko popołudniami.

J.P.: Chciałbyś coś przekazać naszym czytelnikom?
D.G.: Chciałem prosić kibiców, żeby nas mocno dopingowali, a młodzież zachęcam do gry w piłkę i do każdej innej aktywności fizycznej.

J.P.: W takim razie dziękuję za wywiad
D.G.: Dziękuję również.

FOTO: Janusz Pasieczny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *