80 lat minęło jak jeden dzień… Wspomnienia absolwentów PSP nr 1 w Brzegu

Z okazji zbliżającego się Jubileuszu 80-lecia istnienia Publicznej Szkoły Podstawowej nr 1
im. Stefana Żeromskiego w Brzegu, która jest najstarszą placówką oświatową w Brzegu, rozpoczynamy cykl wspomnień jej absolwentów, którzy z dużym sentymentem i estymą powracają do czasów, kiedy rozpoczynali swoją edukację. Z nadzieją, że właśnie w murach tej szkoły spotkają ludzi, wśród których znajdą przyjaciół, oddanych swej pracy wychowawców i nauczycieli, dzięki którym rozwiną swoje pasje i zainteresowania. Gdzie otrzymają pomoc, wsparcie oraz wszechstronną wiedzę, dzięki której łatwiej będzie dokonywać właściwych wyborów już w dorosłym życiu. Te wyjątkowe wspomnienia niewątpliwie pozostały na długo w ich sercach i pamięci…

Stale powracam myślami…
Agnieszka Herman-nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej

Publiczna Szkoła Podstawowa nr 1 im. Stefana Żeromskiego w Brzegu od pierwszych dni, kiedy przekroczyłam jej próg, od razu stał się miejscem dla mnie wyjątkowym! To tu rozwijałam swoje umiejętności, zdobywałam wiedzę, nawiązywałam pierwsze przyjaźnie. Z dużym sentymentem wspominam każdą lekcję i prowadzących ją nauczycieli. Jednak moim ulubionym przedmiotem była przyroda, kiedyś biologia. Tego przedmiotu uczyła mnie Pani Alicja Chwiałkowska, później Pani Dorota Miller-Specht.

Lekcje odbywały się w przestronnej, jasnej i słonecznej klasie, w której wszędzie stały donice z roślinami, a wokół unosił się zapach wody z akwarium, które znajdowało się koło okna. Najbardziej intrygowało mnie zaplecze – mały kantorek, do którego wejście mieli jedynie dyżurni albo wyznaczone osoby. A co było w tym kantorku? Wysokie, przeszklone gabloty, w których stały niezliczone ilości preparatów – prawdziwych okazów różnego rodzaju gadów, płazów i innych tajemniczych stworzeń, zanurzonych w formalinie. To nie wszystko. W kącie szczerzył oczodoły szkielet człowieka. Natomiast na szafach i półeczkach wiernie towarzyszyły mu zakurzone szkieleciki różnego rodzaju kręgowców. Wszyscy czekali niecierpliwie, kiedy na lekcjach pojawią się te niezwykłe eksponaty – wówczas najciekawsze i niepowtarzalne pomoce naukowe. Takie prawdziwe, a nie tak jak teraz, na monitorze laptopa. Mikroskopy, preparaty do mikroskopowania to był dla mnie raj, do którego trudno było się dostać.

Przerwy również nie wyglądały tak jak teraz. Po dzwonku trzeba było spokojnie opuścić klasę, a podczas przerwy, kiedy na dworze panowały niesprzyjające warunki, musieliśmy grzecznie spacerować parami po długim szkolnym korytarzu. Nie wolno było biegać, wszyscy starali się tych zasad przestrzegać. Zaś na szkolnym podwórku, wśród zieleni, której przed szkołą zawsze było mnóstwo, to już było „istne szaleństwo!”. Piękny sad, w którym rosły stare poniemieckie jabłonie. Dzisiaj już ich niestety nie ma, za to rozłożyste lipy na podwórku wciąż stoją i mogłyby niejedno opowiedzieć. Między tymi lipami bawiliśmy się w „drzewa”, graliśmy w klasy, kapslami w wyścigi. Skakaliśmy przez gumę, graliśmy w dwa ognie i wiele innych, podobnych do obecnych.

Budynek szkolny nie zmienił się z zewnątrz, ale w środku jest już zupełnie inny. Zadziwia wszystko, nawet wielkość sal lekcyjnych, nie wspominając o ich wyglądzie i wyposażeniu. Oczywiście na ogromną korzyść. Teraz trochę tęsknię za ławeczkami w klasach I-III, które w blacie miały dziurkę na kałamarz. Były lekko pochylone w stronę uczniów, by łatwiej się im pisało. Z kolei, żeby piórko się nie sturlało w dół, w górnej części ławki wyrzeźbiony był dość duży rowek – w sam raz dla niesfornego pióra. Tornister, bo plecaków wtedy nie było, układało się na półce, umieszczonej pod jej blatem, który stanowił część ławki. Wszystkie one były w kolorze zielonym. Nasze szkolne mundurki też były skromne i jednakowe. O rewii mody nie było mowy. Ale to miało swój urok! Klasy zaś i korytarze ozdabiane były licznymi gazetkami, wykonywanymi przez same dzieci. Ktoś powie, że podobnie jak teraz, ale techniki ich wykonania i materiały były uboższe. Wszystko ręcznie malowane, wycinane z wykorzystaniem jedynie farb i kredek. Żadnych kserówek, żelówek, cudownych papierów – jedynie bibułka i papier do wycinanek.

Zapamiętałam też obecną salę gimnastyczną, zwaną dawniej aulą. Oprócz sportowego przeznaczenia, odbywały się w niej co miesiąc uroczyste apele, akademie, które cyklicznie i po kolei przygotowywały wszystkie klasy. W miejscu kantorka stała wysoka scena, zasłaniana ciężką, czerwoną kotarą. Po obu jej stronach znajdowały się specjalne przejścia dla wychodzących na scenę artystów. Jak w prawdziwym teatrze! Nadawało to auli wymiaru tajemniczości, ekscytacji i podniosłości. Wszystko wtedy wydawało się inne i takie wielkie!

Nauczyciele nas uczący cieszyli się ogromnym szacunkiem. Nikt, nawet największy łobuz, nie ośmielił się w jego obecności użyć nieodpowiedniego słownictwa. Stało się przed nim na baczność, słuchając go z pokorą. To co powiedział nauczyciel, było „święte”. Uważam, że dzięki temu, wyrośliśmy na porządnych ludzi, wychowanych zgodnie z wartościami nam wpajanymi, również dzięki religii. Wyglądała ona inaczej, a dzieci chętnie w niej uczestniczyły, w kościele, czy salce katechetycznej.

Mimo że czasy były skromne, nie oznaczały gorsze. Patrząc na naszych rodziców, otrzymaliśmy od nich to, co dla młodego człowieka najważniejsze: miłość, opiekę, dobre wykształcenie oraz mocne podstawy wzorowego zachowania i kultury. A Publiczna Szkoła Podstawowa nr 1 im. Stefana Żeromskiego była i jest dla mnie miejscem, do którego zawsze wracam myślami, nie tylko dlatego, że tutaj od 18 lat pracuję.

Wspominam często moich nauczycieli, którzy dali mi mocne, trwałe podstawy wiedzy, które wykorzystuję do dziś. Są to: Pani Nowicka – wychowawczyni klas I-III, Pani Kiełtyka-wychowawczyni klas IV-VIII, Pani Mazurkiewicz-matematyk, Pani Bogdanowicz-polonistka, Pan Seńczuk – wspaniały geograf. Przetrwały również przyjaźnie, które się wtedy nawiązały. Dlatego nadal, dumni absolwenci brzeskiej „Jedynki”, utrzymujemy ze sobą kontakt. Spotykamy się i wspominamy najpiękniejsze chwile spędzone razem…

Bartosz Kowalski – nauczyciel wychowania fizycznego
PSP 1 była dla mnie najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać na początku mojego życia

Mury Publicznej Szkoły Podstawowej nr 1 po raz pierwszy przekroczyłem w 1982 roku. Pamiętam, jak z bijącym sercem, trzymając mamę za rękę, zobaczyłem moją szkołę. Bałem się tego, co mnie tam czeka. Jednak moje obawy okazały się płonne do tego stopnia, że jako osoba dorosła, wróciłem do mojej szkoły jako nauczyciel.

Moim pierwszym wychowawcą była pani Halina Krawecka. Uczyłem się w czasach, gdy boisko szkolne było betonowe i odgradzał je wysoki mur. Tam spędzałem prawie wszystkie przerwy i chociaż zdarzyło się kilka rozbitych kolan, to było to najlepsze boisko.

Pierwsze 3 lata w szkole minęły bardzo szybko, potem w klasie piątej stworzono oddział sportowy. Z trzech klas wybrano najsprawniejsze dzieci, wśród których byłem i ja. Od tej chwili dla mnie główną rolę w szkole zaczął odgrywać sport. Trenowałem siatkówkę, ale jeździłem również na wszystkie szkolne, gminne i wojewódzkie zawody sportowe. Naszym wychowawcą została pani Jolanta Ziętara, a nauczycielem wychowania fizycznego pan Mirosław Kołodziejczyk. Mieliśmy zwiększoną liczbę godzin wychowania fizycznego, jeździliśmy na obozy sportowe. Oprócz tego grałem w piłkę nożną w Stali Brzeg.

Niestety, poza przerwami i lekcjami wuefu, które bardzo lubiłem, trzeba było uczyć się innych przedmiotów. Miło wspominam też lekcje matematyki z panią Stanisławą Różańską. Bardzo lubiłem również historię, do tej pory interesuję się archeologią. Na przerwach największą frajdę sprawiało wszystkim dzieciom zabawy w ganianego na parterze i w piwnicy, gdzie były szatnie. Wszyscy bali się pana od zajęć praktyczno-technicznych, na jego widok brali nogi za pas.

W zimie na podwórku trwały wojny na śnieżki, nawet nauczyciele bali się wychodzić na dyżur, bo niechcący mogli oberwać kulką. W szkole uczyłem się języka rosyjskiego, nikt nie lubił tego przedmiotu. Od klasy 7 język rosyjski został zastąpiony językiem angielskim i na początku nikt nie traktował go poważnie, co niestety okazało się błędem, gdyż w obecnych czasach jest on nieodzowny.

Edukację w szkole podstawowej ukończyłem w roku 1990. Potem uczyłem się w Liceum Ogólnokształcącym, a ponieważ sport zajmował ważne miejsce w moim życiu, po maturze wybrałem studia na AWF. Można powiedzieć, że ze sportem związane jest całe moje życie i przyczyniło się to do wybrania zawodu nauczyciela wychowania fizycznego. Paradoksalnie uczę w szkole, w której rozpoczynałem naukę. PSP 1 była dla mnie najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać na początku mojego życia.

Przeczytaj też: II Forum Młodej Kobiety – inspiracja, edukacja i profilaktyka z okazji Dnia Kobiet


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *